Lech Poznań to zespół, który potrzebuje silnych indywidualności, dzięki którym jest w stanie wygrywać trudne mecze. W ostatnich tygodniach w świetnej dyspozycji są Ali Gholizadeh, Patrik Walemark oraz Mikael Ishak i to właśnie dzięki nim „Kolejorz” zdołał jeszcze wrócić do walki o mistrzostwo Polski. W ataku drużyny Nielsa Frederiksena jest jednak miejsce dla jeszcze jednego piłkarza. Daniel Håkans zdążył już pokazać, że ma naprawdę wielki potencjał. Nie zdołał jednak go w pełni urzeczywistnić. Do końca sezonu Fin będzie więc walczył o to, by można go było uznać za piłkarza, na którego można postawić w europejskich pucharach.
Pierwotnie Daniel Håkans sprowadzany był latem do Poznania jako zastępca Kristoffera Velde. Przebojowy lewy skrzydłowy, który potrafi minąć rywala dryblingiem i zejść do środka pola do strzału prawą nogą. Kupowany był za prawie milion euro, więc oczekiwania były bardzo duże. Jesień była jednak w jego wykonaniu bardzo przeciętna.
Na wiele tygodni wypadł z powodu urazów, a gdy już wrócił do gry jego największym problemem stała się decyzyjność. Fiński skrzydłowy różnił się od Kristoffera Velde tym, że pod polem karnym rywala był dosyć bojaźliwy i nie potrafił dobrze sfinalizować akcji. Brakowało mu ciągu na bramkę, a obnażała go statystyka, według której nie oddał w rundzie jesiennej żadnego strzału. Na takim skrzydłowym Lech nie mógł opierać swojej gry. Szybkie bieganie to zdecydowanie za mało, by mieć pewne miejsce w tak silnej jedenastce.
Lepsza wiosna
Niektórzy pesymiści zdążyli już po przeciętnej jesieni Daniela Håkansa skreślić. Fin pokazał jednak na wiosnę, że potrafi momentami swój potencjał uwalniać. Jest jednym z najszybszych piłkarzy w naszej lidze, ale nie ma też problemów z piłką przy nodze. Potrafi dryblować i zaczął w 2025 roku podejmować trochę lepsze decyzje. Pokazał, że nie jest wcale biegaczem, który intensywnością usiłuje zamaskować swoje braki piłkarskie. Jego dynamika jest bowiem środkiem, który pozwala na eksponowanie atutów Fina.
Świetnie rozpoczął granie w 2025 roku. Obok Afonso Sousy był najjaśniejszą gwiazdą „Kolejorza” w inauguracyjnym meczu z Widzewem. Przede wszystkim zakończył ten mecz z dwiema asystami na koncie. Zaczął oddawać strzały, ale imponował również przebojowością, którą wreszcie przekuwał na wartość dla drużyny. W kolejnych meczach dołożył też swoje premierowe trafienie. Z kolei w spotkaniu z Motorem Lublin świetnie poprowadził kontratak, po którym prowadzenie Lecha Poznań podwyższył
Mikael Ishak.
W rundzie wiosennej Daniel Håkans ewidentnie pokazał, że jest piłkarzem, którego warto było do Poznania sprowadzić. Jego szybkość sprawia, że może on być wyjątkowym w skali naszej ligi piłkarzem. Do tego odnajduje się w intensywnym futbolu preferowanym przez Nielsa Frederiksena. Zaczął poprawiać swoją decyzyjność pod bramką przeciwnika i przestał być piłkarzem, który tak bardzo unika ryzyka.
Daniel Håkans lubi znikać
Fina za wiele spotkań można było chwalić. Skrzydłowy Lecha Poznań chętnie pokazywał się do gry i gdy Lech Poznań wygrywał, zazwyczaj były zawodnik Valerengi miał w tych triumfach swój udział. Albo wygrał jakiś ważny pojedynek w ofensywie, ładnie pograł z którymś z kolegów, albo sam dołożył od siebie jakąś liczbę. Problemy z dyspozycją Daniela Håkansa pojawiały się jednak wtedy, gdy Lech trafiał na trudnego przeciwnika, a gra „Kolejorza” zupełnie się nie kleiła.
Wówczas Håkans nie potrafił zrobić różnicy i wpłynąć jakkolwiek na grę Lecha Poznań. W Gdańsku, gdy Lech Poznań grał w 10. nie potrafił wykorzystać swojej dynamiki, by zniwelować jakkolwiek brak jednego zawodnika. W drugiej połowie spotkania z Motorem Lublin, gdy „Kolejorz” drżał do ostatnich sekund o wynik meczu, również nie potrafił wziąć na siebie ciężaru gry. Dużo aktywniejszy od Fina był wprowadzony z ławki Kornel Lisman, a o obecności Håkansa na boisku można było w zasadzie zapomnieć. W trudnych chwilach na tego skrzydłowego raczej liczyć nie można.
Reszta ofensywnej paczki „Kolejorza” pokazała już, że potrafi niemal samodzielnie wygrywać mecze. Natomiast Daniel Håkans do roli pierwszoplanowej w Poznaniu jeszcze nie dorósł. Między Finem a chociażby Patrikiem Walemarkiem, czy Afonso Sousą wciąż istnieje przepaść.
Piłkarz na mecze ligowe
Kolejnym problemem Daniela Håkansa jest to, że dobre występy notował do tej pory przede wszystkim z zespołami z dolnej części tabeli. Swoje jedyne liczby w tej rundzie zanotował w spotkaniach z drużynami, które kilka tygodni po meczu z Lechem musiały zmieniać swoich szkoleniowców. Dwie asysty ze słabiutkim Widzewem oraz gol ze Stalą Mielec, która do ostatnich kolejek będzie desperacko walczyć o utrzymanie.
Daniel Håkans nie potrafi zrobić różnicy w meczach z rywalami z czołówki. W meczach z Rakowem Częstochowa i Jagiellonią Białystok był piłkarzem raczej anonimowym. Próbował szarpać, ale do niczego to nie prowadziło. W wielkich meczach, spotkaniach, które decydują o mistrzostwie Polski, fiński skrzydłowy nie potrafi zrobić różnicy.
Cieplarniane warunki
Daniel Håkans wciąż nie dorósł więc do roli piłkarza, który jest gotowy wziąć ciężar gry ofensywnej „Kolejorza” na swoje barki. Dalej jest zawodnikiem, który może wesprzeć innych liderów Lecha, ale samodzielnie nie jest w stanie wypracować przewagi. Wydaje mi się, że jest to ciąg dalszy problemów Fina z rundy jesiennej, kiedy to wyglądał na piłkarza bojaźliwego i unikającego ryzyka. W tym aspekcie Daniel Håkans dalej ma swoje problemy.
Taki stan rzeczy może kibiców Lecha martwić, ponieważ Fin ma w tej rundzie stosunkowo łatwą drogę do wyjściowej jedenastki. Na lewej stronie boiska bardzo słabo prezentują się zarówno Patrik Walemark, jak i Ali Gholizadeh. Obaj w tym sektorze boiska tracą swoje największe atuty. Wobec tego jedynymi konkurentami Håkansa do gry są wchodzący do zespołu Kornel Lisman oraz Bryan Fiabema, który jest jednym z najgorszych piłkarzy tego sezonu Ekstraklasy.
Fin powinien więc korzystać z naprawdę korzystnych warunków do gry. Jest na ten moment najlepszym lewym skrzydłowym „Kolejorza”. Nie musi się więc obawiać o to, że silny konkurent przyspawa go do ławki. Wobec tego dziwić może to, że tak bardzo unika w swojej grze ryzyka. Powinien przecież robić obecnie wszystko, by na przyszły sezon wypracować sobie status piłkarza, na którego Lech Poznań może liczyć w tych najtrudniejszych meczach.
Gwiazda czy uzupełnienie
Swoimi dotychczasowymi występami Daniel Håkans pokazuje, że bliżej mu do statusu piłkarza, który jest ważnym elementem Lecha Poznań, ale będzie występował raczej w spotkaniach o mniejszym znaczeniu. Daniel Håkans nie dorównuje jeszcze Kristofferowi Velde, którego miał w „Kolejorzu” zastąpić. Norweg był zawodnikiem stworzonym do spektakli na największych estradach.
Priorytetem Daniela Håkansa powinno być na ten moment rozegrania spotkania, w którym będzie w Lechu Poznań postacią pierwszoplanową. Fin musi do końca sezonu wypracować sobie w „Kolejorzu” pozycję piłkarza, na którego bez żadnych wątpliwości można postawić w europejskich pucharach. Do rozgrywek międzynarodowych Lech Poznań chce aspirować, a Daniel Håkans nie jest na razie zawodnikiem tego kalibru. Znika w ważnych meczach, nie potrafi pociągnąć zespołu i cały czas boi się ryzyka, którego od skrzydłowych należy wymagać. Do tego dosyć często boryka się z małymi urazami i trudno mu złapać regularność.
Należy jednak pamiętać, że Håkans jest piłkarzem, który sufit zawieszony ma niezwykle wysoko. W skali Ekstraklasy ma zjawiskową dynamikę, którą potrafi wykorzystać. Notuje wiele dobrych momentów, ale brakuje w grze fińskiego skrzydłowego powtarzalności. Na ten moment Lech latem powinien szukać na lewe skrzydło piłkarza, który będzie w stanie swym blaskiem dorównać Alemu Gholizadehowi, czy Patrikowi Walemarkowi z ostatnich tygodni.